sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 3

 Siedziałyśmy ze Scarlett w jednej z naszych ulubionych kawiarni.
- Hm, poroszę sok pomarańczowy i jakąś dobrą szarlotkę - wysłała swój uroczy, szeroki uśmiech w stronę przystojnego kelnera - A ty Mary?
- Ja? Nic,  nie mam pieniędzy - spuściłam głowę bawiąc się paznokciami.
- Jeszcze raz to samo - kelner zapisał zamówienie i szybkim krokiem udał się za lade.
- Scar! - zwróciłam jej uwagę.
- Wiem że chwilowo nie masz kasy...chcę sprawić ci przyjemność. To tylko kilka funtów.
- Dziękuję ci - upiłam przez różową słomkę trochę pomarańczowej cieczy.
- Ty lepiej mi lepiej powiedz - zachichotała - od kiedy ty i Jake?.. no wiesz.
Wybuchłam głośnym śmiechem przez co wszyscy ludzie w budynku zwrócili wzrok na mnie.
- Ja z White'm?  Oszalałaś?
- Ale też ślepa nie jestem.  A to na zapleczu ostatnio? Hm?
- Poniosło mnie trochę, byłam przybita. Zresztą Jake to mój przyjaciel, chce żeby tak  zostało.
- Rób jak uważasz - wzruszyła ramionami - A co u twojego brata?
- Lepiej nie pytaj - westchnęłam - Jest co raz gorzej, nie pamiętam już dnia kiedy nie byłby pod wpływem. Ja już nie wiem co mam robić.
- Może jakaś terapia? - zaproponowała.
- To całkiem dobry pomysł - nad moją głową zapaliła się mała żaróweczka.
- Był u mnie ostanio - wzięła ostatni kęs pysznej szarlotki.
Zakrztusiłam się sokiem na te słowa.
- Mój brat? Po co?
- Przyniósł dobre wino, rozmawialiśmy... i nie, nie był naćpany - odpowiedziała patrząc rozmarzona w sufit... chwila, czy ona się zakochała?
- Wieczór, wino i serduszka, Malik wskoczy ci do łóżka.
- Wiesz co? Ty się marnujesz w tym barze. Poetką zostań, dobrze ci to idzie - zaśmiała się.
Podczas gdy ja zakładałam mój czarny żakiet Scarlett płaciła za nasze zamówienie.
Wyszłyśmy przed budynek.
- Może małe zakupy? - zaproponowała blondynka.
- Wiesz że nie jestem aktualnie przy kasie.
- Nie przesadzaj! Znam kilka świetnych butików.
Nie wytrzymam z nią, ale jest najlepszą przyjaciółką na świecie


Po odwiedzeniu już chyba ze stu sklepów w końcu wybrałam idealną sukienkę dla siebie,była śliczna.
- Jak tylko będę miała jakieś pienią..
- Cii - przerwała mi - załóżmy że to jest prezent na twoje 22 urodziny.
- Bardzo wcześnie - zaśmiałam się - Nie żartuj sobie Scar, oddam ci tą kasę i już.
Blondynka pokręciła głową biorąc torby z zakupami.
-Założysz ją na jakąś specjalną okazję - puściła mi oczko.
I powolnym krokiem udałyśmy się do jej domu.

                                                                        ***

Kiedy wracałam od Scarlett na dworze panował półmrok. Postanowiłam przejść się krótszą drogą do mojego domu, czyli przez park. Szłam oświetloną alejką wśród drzew. W rękach miałam stos książek od przyjaciółki, kocham czytać. Patrząc w telefon nie zauważyłam idącego naprzeciwko mnie chłopaka, z wielką siłą uderzył we mnie a ja upuściłam wszystkie rzeczy.
- O przepraszam - zwrócił się pomagając zbierać papiery.
- Gdzie się panu tak śpieszy?  - powiedziałam po chwili patrząc w niebieskie oczy chłopaka. Były takie... puste.
- Od razu śpieszy - prychnął - A co taka urocza dziewczyna robi w parku o tej godzinie?
- Wracam od koleżanki.
- Aha, tak calkiem sama? Nie boi się panienka?
- Niee, już nie wierzę w potwory, duchy i inne fanaberie.
- Haha, miałem coś innego na myśli - usmiechnął się.
Był trochę dziwny, patrzył na mnie, ale tak jakbym była przezroczysta.
- Nie przedstawiłam się, Mary.
- Louis...jesteś uroczą dziewczyną, może podałabyś mi swój numer telefonu?
- Hm, jasne.
Nie myślałam długo, wpisałam ciąg liczb w jego komórce.
- Dzięki, mam nadzieję że się jeszcze spotkamy.
I każdy poszedł w swoją stronę. Nie powiem ten dzień był pełen wrażeń i jeszcze to.




niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 2


  Usłyszałam dzwonek do drzwi. Jest 12 w nocy!  Po ciężkim dniu w pracy chciałam się w końcu wyspać.  Czy to naprawdę tak wiele?
Powolnym krokiem udałam się do przedpokoju, zaspana złapałam za pokrętło zamka. Kiedy uświadomiłam sobie że jestem w samej koszulce i koronkowych majtkach... pieprzyć to. Przekręciłam zamek i otworzyłam drewniane, obite skórą drzwi.
- Przepraszam że Cię budzę, ale nie mogłem go tak zostawić - przed sobą ujrzałam Jake'a podtrzymującego ramieniem mojego brata.
- Dobry wieczór, ja z policji. Haha - ewidentnie był naćpany.
- Wejdź.
Odsunęłam się robiąc przejście, weszli do środka a ja zamykając z powrotem drzwi. Poszłam za nimi do salonu.
- Co się stało?  Gdzieś ty w ogóle był? - oparłam się o róg kanapy.
- Siedziałem sobie normalnie, legalnie na ławce w parku... - zaczął Zayn.
- Raczej leżałeś pod nią - przerwał mu Jake.
- Chuj z tym..haha...no i nagle podchodzi do mnie jakiś gościu, haha.  I nie uwierzysz Mary! To był Jake!  Hahaha... no i podniósł mnie i odjechaliśmy na swoich jednorożcach aż tutaj! Ha!
- Chyba ciebie do końca pojebało braciszku.
- Nie wierzysz mi?  Podejdź do okna i zobaczysz!  Stoją na parkingu... mój jest z diamentową koroną - zaśmiał się dumny.
- Możesz już iść,  nie będę cię tu trzymać.  Trafisz do wyjścia nie?
-Tak trafię.
Pożegnałam się z chłopakiem i zabrałam brata do jego pokoju.
- Rozbieraj się ! - rozkazałam mu.
- Mary,  przecież jesteśmy rodzeństwem - zarechotał.
- Nie żartuj sobie Zayn.
Mulat zdejmował z siebie po kolei koszulkę,  buty, spodnie.  Kiedy okrył się kołdrą usiadłam przy nim.  Czułam się jakbym była jego matką.  Zawsze tak czułam, choć był starszy to ja zawsze go "niańczyłam". Straciliśmy rodziców, mieliśmy tylko siebie.
- Możesz mi coś obiecać? - zapytałam patrząc jak powoli zamyka oczy - Obiecaj mi że nie będziesz już nigdy brał.  Skończysz z narkotykami,  piciem.
- Nie mogę ci tego zagwarantować, siostrzyczko.

***

- Dziękuję ci Jake... za to że go wczoraj przyprowadziłeś - siedzieliśmy wraz z Whitem na zapleczu.
- Nie ma sprawy. Wracałem z wieczornej zmiany, zobaczyłem go leżącego w parku.  Nie mogłem go tak zostawić - chłopak wrzucił zużyty filtr by zapalić kolejnego papierosa.
Nazywałam go smokiem, ponieważ tak dużo pali.  Każdy ma jakieś nałogi... przynajmniej nie ja... choć sama nie jestem tego w 100% pewna.
- Mam już tego dość! On jest w głębokim nałogu... a ja nie mogę przemówić mu do rozumu. Do tego jeszcze mam podejrzenia, że Liam mnie zdradza.
- Ostrzegałem cię Mary,  Payne to zwykły drań i skurwiel. Powinnaś już dawno z nim skoczyć.  A co do Zayna to może zapisz go na jakąś terapię.
- Nie wiem White.  Mam kompletny bałagan w głowie.
Chłopak przybliżył się by złożyć pocałunek na moim policzku.  Sama nie wiedziałam co ja w ogóle robię.  Odwróciłam głowę tak że nasze usta zetknęły się w namiętnym pocałunku.
Zdziwiony przez chwile chłopak, uśmiechnął się.  I ciągnął to dalej...
- Nie chcę nic mówić ale czekam już od 15 minut na piwo -  Scar przewróciła oczyma i szeroko się uśmiechnęła.
- Na zaplecze klientom wstęp wzbroniony - zaśmiał się.
--------------------------------------------------------

Witam was moi kochani!  Póki co akcja nie jest ciekawa.  Poznajemy raczej bliżej życie Mary.  Ale nie obawiajcie się. Mam dużo weny i rozdział 3 będzie bardziej interesujący :D
Także to tyle ode mnie. Miło by było zobaczyć  przynajmniej 5 komentarzy pod tym postem
;> Pozdrawiam :**

sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział 1

- Liam wyjdź! - krzyczałam wściekła na chłopaka.
- Nie wyjdę! Jesteś moja! I nie życzę sobie widzieć ciebie z nim sam na sam!
- To nie jest koncert życzeń kochaniutki! I nie jestem twoją własnością! Jake jest moim kolegą. Już nie mogę spotykać się ze znajomymi?! Zabronisz mi? - patrzyłam w jego błyszczące złością oczy.
- Tak zabronie! Ma się stąd wynosić, albo mu w tym pomogę! - ruszył w stronę salonu.
Zaciskąc pięściami jego koszulkę.  Mimo to że niebieskooki był od niego sporo wyższy,  Payne dysponował większą siłą.  White się nie bał.  Z łatwością mój chłopak wywalił go za drzwi gdyż ten nie stawiał żadnego oporu.
- Jak jeszcze raz go tu zobaczę to ci obiecuję że będzie krwawił - zawyłam z bólu kiedy przycisnął mnie do ściany.
- Jeśli tylko zrobisz mu krzywdę.. koniec z nami - szatyn wydawał się nie zdawać sobie sprawy z tego co powiedziałam.
- Jutro wychodzimy na miasto - szepnął mi do ucha - załóż jakieś fajne leginsy, kotku.
Oderwał się ode mnie i po prostu wyszedł.  Nienawidziłam go, a zarazem kochałam.

***

- Powinnaś już dawno z nim skończyć - wyznał Jake patrząc mi prosto w oczy kiedy posadził mnie na blacie stołu na zapleczu.  Nie byłam zbytnio niska ale był naprawdę wysoki. Większość ludzi zaledwie sięgała mu do szyi.
- Wiem że się o mnie martwisz Jake. Ale nie masz powodu. Kocham liama a on kocha mnie
nie zrobił by mi krzywdy...  jest po prostu o mnie zazdrosny - uśmiechnęłam się patrząc na chłopaka.
- Gościu ma jakąś obsesje! Mary zastanów się. Tak się nie traktuje dziewczyn.
- Może nie jest za bardzo czuły. Ale jest dobrym człowiekiem.
- Ślepa jesteś? - głęboko zaciągnął się tytoniem - Ja traktował bym cię lepiej - przybliżył się i objął w szerokim uścisku.
- Obiecaliśmy coś sobie Jake - powiedziałam cicho.
- Przecież wiem.
Z uścisku wyrwała nas wkurzona Amy.
- W barze pełno ludzi. Sama sobie nie poradzę - przewróciła oczami i zarzuciła blond włosy.
Poszliśmy za nią.


- Więc tak : Dla Pani sałatka, dla Pana było duże piwo tak?  - zapisywałam wszystko na małej karteczce - Coś jeszcze? - uśmiechnęłam się serdecznie w stronę klientów.
- Nie dziękujemy - odpowiedział zielonooki brunet patrząc po chwili na speszoną dziewczynę.
Podałam karteczki Jake'owi. Przeczytał wszystkie zamówienia na alkohol a Amy zwinnym ruchem zabrała papierki na kuchnię.
Chłopak profesjonalnie napełnił 5 dużych kufli złocistym trunkiem uśmiechając się do mnie.  Pracowałam tu dość długo więc z doskonałą precyzją wzięłam wszystkie na pełnione szklane pojemniki i poroznosiłam klientom.  Czułam palące wzroki innych mężczyzn siedzących moje ruchy.  Nienawidziłam tego.
Z myśli wyrwało mnie klepnięcie w tyłek.  Odwróciłam się by zwrócić uwagę odważmu gościowi gdy zobaczyłam kto był sprawcą chwilowej sytuacji.
- Witam siostrzyczko. Świetnie ci wychodzi rola kelnerki - uśmiechnął się pijacko patrząc na mnie brązowymi tęczówkami.
- Zayn.  Proszę cię.  Co ty tu w ogóle robisz?! Nie przeszkadzaj mi w pracy  - byłam na niego zła.
- Nie denerwuj się tak.. masz może jakieś pieniądze?
- Nie dam ci żadnej kasy! Myślisz że jestem taka głupia i nie wiem że wydasz je na narkotyki?! - wydarłam się.
- Csssiii... - skarcił mnie wzrokiem - nie jesteśmy tu sami.
 Patrzyłam w jego rozszerzone źrenice i wyraźny zarys kości policzkowych na opalonej skórze.  W żadnym stopniu nie byłam do niego podobna. I to mnie bardzo cieszyło...

***

Szykowałam się do wyjścia z Li.  Ubrałam czarny top i spódniczkę w  modnym kolorze. Strój był bardzo odważny.  Ale wieczory były bardzo ciepłe.
 ~ Ubrania Mary ~ <-- kliknij="" p="">Zeszłam po schodach do salonu i zobaczyłam tam siedzącego chłopaka z pękiem kluczy w ręku.  Widząc mnie od razu stanął na równe nogi i podszedł łapiąc za pośladek.
- Chciałem widzieć cię w leginsach, ale ta krótka spódniczka też mi się podoba - szepnął i mruknął całując mnie w szyję.


Szliśmy przez zatłoczoną ulicę w centrum Londynu. Liam oplatał moje plecy swym ramieniem. Patrzyłam na idące przed nami pary. Trzymali się za ręce,  przytulali, skradali sobie nawzajem czułe pocałunki. Ten widok był uroczy a zarazem przygnębiający. Widać było że się kochali,  patrzyli na siebie z miłością.  Ze mną i z Li tak nie było.  Był nie czuły, jego pocałunki nie były czułe i namiętne tylko ostre i bezuczuciwe. Nie patrzył na mnie tak jak każdy zauroczony chłopak, patrzył bardziej z pożądaniem. Nie był delikatny.
Chciałam chociaż raz czuć przy nim te pierdolone motylki w brzuchu. Ale tak nigdy nie było...

------------------------------------------
Witam ;3 Rozdział krótki, ale mam nadzieje że się spodobał.  Może nie jest na razie zbyt ciekawy,  nic się nie dzieje.  Ale to tylko taki wstęp. Zapraszam do komentowania, ponieważ każdy taki gest jest dla mnie wielką motywacją a dla was to tylko kilka minut :) Z góry przepraszam za długi czas oczekiwania na rozdział ale czekałam na szablon wykonany przez koleżankę. I jest. Ale mam duże problemy z ustawieniem go jak widać.
Pozdrawiam :*